Święty Andrzej Bobola
1591 - 1657
Żywot św. Andrzeja Boboli, męczennika, kapłana T.J. wyjęty z “Przewodnik chrześcijanina rzymsko - katolickiego” X. Teofil Gapczyński 1905 r.
Żył około roku 1630
Przy schyłku wieku dwunastego przybył do Małej Polski i osiadł tu ród wsławiony i znakomity z ziemi czeskiej, Bobolów, z którego to rodu pochodził bł. Jędrzej. Nie posiadamy żadnych wiadomości pewnych, tyczących się życia Jędrzeja od urodzenia aż do 19 roku życia jego, gdyż w tymże czasie wszystkie zabytki piśmienne w Polsce, tak prywatne, jako też publiczne, po większej części przy nieustających napadach i najazdach nieprzyjacielskich ogniem spłonęły. Znajdujemy jednak w starodawnym opisie kolegium sandomierskiego opisanie życia świątobliwego i pilności w naukach Jędrzeja, który darzony tak hojnie łaskami Ducha świętego, uczącej się tamże młodzieży był podany za wzór anielskiej niewinności. Łaską Boską obdarzony i wzmocniony, mężny stawiał opór wszystkiemu, coby go z drogi doskonałości odwieść mogło. To też łaska Boska dodała mu siły do pokonania wszelkich przeszkód i wstąpienia w 19 roku życia swego do nowicjatu zakonu Towarzystwa Jezusowego w Wilnie. Stało się to w dzień św. Ignacego, podówczas przed dwoma dopiero laty przez Stolicę Apostolską w poczet błogosławionych zaliczonego. Po odbytych trzydniowych ćwiczeniach duchownych, w dzień świętego Wawrzyńca, dostał suknię zakonną, którą później własną krwią męczeńską zamienił w purpurę. W największej bogomyślności i najgłębszej pokorze Jędrzej przeżył dwa lata w nowicjacie, przyjąwszy śluby, został prawdziwym członkiem Towarzystwa Jezusowego. Był to dzień śmierci św. Ignacego, ojca i założyciela zakonu Jezuitów. Jak wielkie postępy Jędrzej czynił w naukach, okazywały publiczne egzamina. Ukończywszy słuchanie filozofii, został przeznaczony do nauczania w niższych szkołach gramatykalnych w Brun Szperku, małem miasteczku, położonym w Polsce pruskiej. Tu przebywszy rok szkolny 1617., został posłany na nauczyciela do wyższych szkół gramatykalnych w starodawnym, warownym mieście Połtawie, w czasach późniejszych słynnym ze zwycięstwa odniesionego nad Karolem XII, królem szwedzkim, przez Piotra Wielkiego cara moskiewskiego. Tu Jędrzej przepędził rok cały 1618, poczem wrócił do Wilna dla słuchania teologii, w której niemniej świetne czynił postępy. Już w pierwszym roku słuchania filozofii, to jest roku 1613 dnia 21 grudnia odebrał pierwsze święcenie w kaplicy św. Kazimierza w katedrze wileńskiej. Osiem lat później, 1621 roku 18 grudnia, poświęcony został na subdiakona, potem na diakona, a w czwartym roku nauk teologicznych na kapłana, dnia 12 marca 1622 roku. Był to dzień radości dla całego Towarzystwa Jezusowego. Potem od roku 1624 przez czas dłuższy był kaznodzieją i kościelnym w kościele św. Kazimierza, gdzie przyczynił się wiele do rozszerzenia chwały Boskiej w tym mieście i do postępu duchownego mieszkańców. W tym więc kościele kazaniami, słuchaniem spowiedzi i innemi duchownemu ćwiczeniami, jako i przykładem życia świątobliwego i pracami około dusz zbawienia dał z siebie przykład najgorliwszego robotnika w winnicy Pańskiej. Najbardziej swą gorliwość okazał podczas trzech lat strasznej zarazy morowej, która w roku 25, 30 i 33 wieku siedemnastego miasto Wilno spustoszyła. Można to za cud poczytać, iż ks. Jędrzej Bobola, podejmujący się więcej niż wielu innych trudów, prac i troskliwej staranności około zapowietrzonych podówczas, nie padł ofiarą miłości. Widocznie Bóg go zachował na ofiarę wiary, gotując mu świetną koronę krwawego męczeństwa, gdyż w czasie tej zarazy czterech księży i tyleż braci niepospolitych cnót i zasług padło ofiarą miłości bliźniego. W czerwcu 1630. roku,w drugim roku panującego morowego powietrza, Jędrzej był posłany przez ks. Mikołaja Łęczyckiego, prowincjała Jezuitów, na przełożonego siedziby bobrójskiej, gdzie przez pięć lat przebywał i dzielnie pracował nad pomnożeniem chwały Boskiej i około zbawienia dusz. Miewał kazania tak we własnym, jak i w farnym kościele, i przy wszelkich sposobnościach taką miłość ojcowską ku Wszystkim ludziom okazywał, że przy zbliżającym się niebezpieczeństwie napadu Turków wielu mieszkańców z Orszy i Smoleńska schroniło się do Bobrójska pod opiekę jego ojcowską. Z podrzędnymi i braćmi swymi żył jakoby jeden z nich, umiejąc powagę i surowość, uległość i pokorę połączyć węzłem prawdziwej miłości, przez którą stał się sercem całego zgromadzenia, a wedle słów apostoła św. Pawła stał się “wszystkiem dla wszystkich”. Te rozmaite prace, zatrudnienia i troski nie wstrzymywały go od innych prac, jak na przykład ułożenia własną ręką spisu książek, znajdujących się u 00. Jezuitów. Gdy który z ojców tej siedziby umarł lub zachorował, on jak najchętniej przyjmował na siebie obowiązki urzędu jego. Tak n. p. po śmierci ks. Jakóba Brenta uczył przez lat pięć katechizmu najmniejszych dzieci. Zwolniony z urzędu przełożonego, poświęcił wszelkie prace swoje pozyskiwaniu dusz ludzkich Bogu, a te prace zostały uwieńczone skutkiem najświetniejszym. Między wielu innymi darami, którymi go Bóg obdarzył, wyszczególniały się owe, którymi Bóg urząd jego kaznodziejski pobłogosławił. Głos jego był czysty, wdzięczny i pełny, pamięć miał nader szczęśliwą, dowcip nadzwyczajny, wyraz twarzy był poważny i pociągający; wyrażał się zaś z wielką łatwością i wdzięcznością. Charakteru był łagodnego i spokojnego, wzrostu miernego, brodę miał dość długą, głowę trochę łysą, włosy wskutek starości przedwczesnej bieluteńkie. Wszystkim, nawet ludziom najsprzeczniejszych między sobą charakterów, był równie drogi, a w katechizmach, kazaniach i w innych naukach przez wszystkich z wielkiem zadowoleniem z pożytkiem był słuchany. Wszyscy, którzy go poznali, zachęcali się do miłości Boskiej, tak był miły porywający. Wskutek tego wielu z młodzieży wstąpiło tak do zakonu T. ]. jako i do innych zakonów; wielu szlachty i mieszczan hołdujących błędnej około wiary nauce, wyrzekło się życia dotychczasowego a wracając do prawego Kościoła Chrystusowego, odmieniło obyczaje popsute. Między wielu innemi nawróceniami z owego czasu policzyć tu można nawrócenie pewnego proboszcza, który wzruszony nauką ks. Jędrzeja Boboli, z całą parafią swoją wyrzekłszy się schizmy greckiej, wrócił na łono Kościoła rzymskiego. Z przyczyny tak licznych nawróceń Jędrzej powszechnie był nazwany łowcem dusz, chociażby mu prawdziwiej przynależało imię zwycięzcy dusz, gdyż w uściech jego, jak to potwierdza ks. Jan Łukaszewicz, “słowo Boże było piorunem, który ogniem samym serca grzeszników w popiół skruchy przeistaczał”. Szczególniejsze nabożeństwo miał do .Matki Najświętszej, a najusilniejszem jego staraniem było toż nabożeństwo rozszerzać i utrzymywać pomiędzy wszystkimi ludźmi, a najbardziej przelać je w serce młodzieży. Po różnych kolegiach i w różnych czasach będąc prefektem kongregacji Najświętszej Maryi, piastował ten urząd z jak najczulszą miłością i starannością, strzegąc jak najpilniej wszelkich ustaw tejże kongregacji, dając wszystkim następcom swoim świetny i zbawienny przykład sprawowania i wypełniania obowiązków urzędu tego. Słusznie więc był on przez wszystkich, którzy go znali, jednogłośnie poczytany za świętego Te nadzwyczajne cnoty jego, uwieńczone męczeństwem, były roztrząsane i za takie uznane dnia 9 lutego 1775 roku przez Benedykta XIV papieża, z tym dodatkiem, że ks. Jędrzej Bobola, chociażby był nieosiągnął korony męczeńskiej, przez same cnoty swoje zasłużył na. policzenie go w poczet Świętych. W krótkim życiorysie uczyniliśmy wzmiankę o rozmaitych cnotach ks. Jędrzeja Boboli, które czyniąc go miłym Bogu, uczyniły go też godnym do osiągnięcia łaski najwyższej, którą jest złożenie życia swojego na świadectwo prawdziwej wiary Pana naszego Jezusa Chrystusa. Wspomnijmy tu o niektórych cnotach, w których jako przyszły męczennik ćwiczył się nieustannie. Żywiołem duszy i serca jego była modlitwa nieustająca nigdy, a w ustach jego w każdej dnia chwili brzmiała chwała Boża, w takiem, modlitwą karmionem sercu, jako w sercu św. Franciszka Ksawerego, którego Jędrzej Bobola zawsze był wielkim czcicielem i wiernym naśladowcą, Coraz bardziej rozpalała się żądza Cierpienia, miłość krzyża i radość w znoszeniu przeciwności i utrapień Idąc śladami współczesnego apostoła Francyi , św. Franciszka , Regisa, wszelkie misye swoje odprawiał pieszo, poszcząc o chlebie i wodzie. Tak się we wszystkim„ zgadzał z wolą Boską, którą w woli , przełożonych swoich upatrywał, że nie umiał nic chcieć ani nie chcieć, jak tylko to, co przełożeni, a tem samem Bóg, od niego wymagali. Niepodobna wymienić tu każdą z osobna ze wszystkich cnót, które u miłosierdzia Boskiego wyjednały mu łaskę osiągnięcia korony męczeńskiej, do której ciągle wzdychał, jak to zaświadcza książę Józef Grzegorz Kotowicz, który to słyszał z własnych ust księdza Jędrzeja Boboli i biskup kujawski, Aleksander Wychowski , który na dowód tego. przytacza list księdza Jędrzeja Baboli, w roku męczeństwa swego pisany do innego Jezuity, gdzie Jędrzej wzmiankuje, iż jedzie do Pińska, aby tam męczeńską śmiercią życia swego dokonał. Nie będziemy się tu zatrzymywali nad opowiadaniem rozmaitych klęsk, nieszczęść i prześladowań, które ucierpiało Towarzystwo Jezusowe na Litwie podczas tych czasów nieszczęsnych, w których krwawe napady Kozaków, Tatarów, Moskali, Szwedów, Prusaków i Siedmiogrodczanów Polskę rozdzierały; wspomnimy tylko o niektórych zdarzeniach, poprzedzających męczeństwo bł. Jędrzeja, a które się zaczęły od spustoszenia Bobrojska i rozpierzchnięcia się ojców Tow.Jezusowego, w temże miejscu siedzibę mających. . Po ucieczce wszystkich pozostał jeden tylko staruszek, ksiądz, pałając żądzą osiągnięcia korony męczeńskiej. W ciągu roku 1653 gdy Moskale zdobyli Połock pod dowództwem okrutnego Szeremety, pięciu księży T. J. pojmali w niewolę, kolegium zrabowali, folwarki do tegoż należące popalili, a po części porozdawali w nagrodę popom Focyusza lub zdrajcom. Świętokradztwa atoli, w kościele T. J. popełnione przez Kaliksta Szyszkę, Bóg bezkarnie nie przepuścił. Tenże bowiem Szyszka, zwolennik Focyusza, wracając z kościoła, obwiesił się w domu swoim, mszcząc na sobie samym niezliczone zbrodnie swoje. W roku 1654 Jezuici z rektorem Mikołajem Ślaskim uciekli z kolegium smoleńskiego, nie wiedząc sami, dokąd się udać i gdzie szukać przytułku, gdyż wszystkie okolice pobliskie zalane były hordami okrutnych barbarzyńców, którzy je mieczem i ogniem pustoszyli. Najstraszniejszego atoli losu doznało Towarzystwo Jezusowe w dzielnicy nowogrodzkiej, która stała się widownią krwawych zdarzeń i nieprzeliczonych klęsk i nieszczęść. Jak tylko doszła wieść o zbliżających się hordach nieprzyjacielskich, ks. Grzegorz Rafałowicz, rektor tamtejszego kolegium, chcąc przechować wszystkie sprzęty, tak domowe, jako też i kościelne, w miejscu bezpiecznem, kazał je wywieźć do Łomży, zamku w województwie mazowieckiem, sam zaś z ks. Jędrz. Kawczyńskim i z bratem Mateuszem Ślaskiewiczem pozostał w domu, gotując się na śmierć męczeńską, jeśliby taka była wola Boska. Był to dzień ósmy miesiąca września, dzień urodzenia przeczystej Maryi Panny. Moskale niespodziewanie zamek napadli, miasto zdobyli i do kolegium się przedarli, rozbiwszy drzwi domu i kościoła Pierwszy drogę im zaszedł ks. rektor, któremu jednym cięciem pałasza w głowę śmierć zadali. Dwóch drugich, poraniwszy, skrępowali powrozami, z których cudownie uwolniwszy się brat Mateusz, uszedł szczęśliwie; ks. Kawczyński zaś, przez tych zbójców porwany i jakoby żywcem w pieczarach syberyjskich zagrzebany, cierpienia swoje, ucieczkę i powrót do Litwy sam własnoręcznie opisał, jako czytamy w historyi ks. Rostowskiego. Miasto zostało zburzone, domy i kościoły, między którymi i nasz kościół i kolegium, ogniem spłonęły, a w popiele znalezione kości ks. Grzegorza zostały pogrzebione w kościele obrządku grecko - unickiego, który wpośród tego spustoszenia i pożaru jedynie został ocalony. Równie okropną klęskę i śmierć męczeńską ponieśli Jezuici w Nieświeżu, gdzie kościół, do którego mieszkańcy miasta w nadziei ocalenia się schronili, stał się widownią najstraszniejszej rzezi.W tejto rzezi zginął ks. Adam Wiekowicz dnia 20. września 1655. Wielu ranami okryty i siedem razy szablą w głowę cięty, padł ofiarą ks. Jan Staniszewski. Znaleziono także ciało brata Jana Butkiewicza, kościelnego, ze strzałą w piersiach, rękami odciętemi głową, która zatrzymała rysy wesołe i uśmiechnięte. W roku następnym przez kozaków zotał porwany ks. Kazimierz Gozewski, mając na głowie dwie rany, a niewiadomo, co się znim stalo. Chciwość, zazdrość i żądza zemsty najezdników i buntowników pobudzały do mordowania szlachty i magnatów; nienawiść narodowa przelewała krew biednego ludu, a księża i zakonnicy padali ofiarą za wiarę świętą pod mieczem schizmatyckich barbarzyńców. Nie mówiąc o innych zakonach, samo Towarzystwo Jezusowe w tym czasie utraciło przeszło czterdziestu zakonników; ale ofiarą najświętniejszą był błogosławiony Jędrzej, który tylko jeden z tych czterdziestu przez Stolicę Apostolską uznany został za męczennika, gdyż tylko jego męczeństwo, to jest śmierć poniesiona w obronie wiary świetej, potwierdzona jest dowodami prawdziwymi. Był to dzień 16 miesiąca maja roku 1657, w którym najgorliwszy nasz apostoł Litwy dostał się w ręce nieprzyjacielskich kozaków, którzy najzaciętszą nienawiścią pałali ku katolikom, a między tym szczególniej ku Jezuitom, między Jezuitarm zaś najbardziej ku ks Jędrzejowi Boboli, którego usiłowali dostać w moc swoją. Wiedzieli bowiem o św. misjach Jego, które wiarę katolicką na Litwie utrzymywały, a którą oni wszystkimi sposobami chcieli wytępić; wiedzieli, jak wzbudzając nadzieję życia przyszłego, uzbrajał nieszczęśliwych Litwinów w cierpliwość i męstwo do znoszenia wszelkich prześladowań barbarzyńskich. Wiedzieli oni dobrze, że póki ks. Jędrzej Bobola pomiędzy mieszkańcami tej krainy przebywać będzie, wszelkie usiłowania celem oderwania ich od Kościoła rzymskiego i ustalenia niedowiarstwa, bezbożności i schizmy. Dlatego, im gorliwszym okazywał się ks. Jędrzej Bobola około dusz katolików litewskich, będących w niebezpieczeństwie utracenia wiary, tem większą wściekłością rozjuszeni kozacy wszelkimi sposobami usiłowali, aby go żywcem w ręce swoje mogli dostać, co nastąpiło dnia wyżej wzmiankowanego w pobliżu miasteczka Janowa. Od lat wielu ksiądz Jędrzej Bobola utrzymywał prawdziwą wiarę na Litwie, wzmacniał katolików, pozyskiwał Bogu grzeszników, a wielu schizmatyków do prawdziwej nawracał wiary i wszelkie zabiegi popów Focyusza celem zaprowadzenia i rozszerzenia schizmy w niwecz obracał. Duch św. błogosławił pracę i cnoty apostolskie ks. Jędrzeja, a misye jego po całej Litwie obfite wydawały owoce. Cnotą, modlitwą i umartwieniem walczył przeciwko rozpuście i rozwięzłości popów schizmatyckich, którzy żadnego oporu stawić mu nie mogli. Biegły w języku greckim, strzegł pism Ojców świętych Kościoła greckiego od wszelkiego fałszowania, a jawną śmieszność i kłamstwa fałszywej nauki złośliwych teologów schizmatyckich odkrywał. Obfitymi darami przyrody i łaski obdarzony, kazaniami swemi zwyciężał i pozyskiwał Bogu serca, w których się tylko znajdował jeszcze jakiś zaród cnoty. Katechizowaniem przygotowywał dzieci do poznania i zamiłowania prawdziwej wiary i w tejże je umacniał. Obcując z możnymi i magnatami, pozyskiwał ich Bogu, przeistaczał na prawdziwych katolików i mocnych Kościołowi katolickiemu przysposobiał w nich obrońców i opiekunów. We dnie i w nocy czuwał nad sobą i towarzyszami swymi, nauczał, zgorszenia usuwał, nabożeństwo rozmnażał, niewinności strzegł i bronił. Trwały te prace apostolskie przez cały czas pobytu ks. Jędrzeja na Podlasiu. Podlasie jest dzielnicą litewską, wokoło bagnami i stawami otoczoną, które ją czynią bardzo obronną i nieprzystępną. Tu popi Focyusza siedzibę swoją i stolicę schizmy założyli; tu się schizmatycy zbierali w licznych hordach, gotując sobie nową ojczyznę, z której by nawet przemocą broni nie tak łatwo mogli być wypędzeni. Książę Wojciech Stanisław Radziwiłł, wielki kanclerz litewski, gorliwy obrońca wiary katolickiej, mężny stawiał opór niegodziwym zamiarom schizmatyków, starając się wszelkimi sposobami wygnać ich z tych okolic, a utrzymać tam katolików. Z tego powodu założył w Pińsku, majętności swojej , kolegium dla Jezuitów, wyposażywszy je po książęcemu, aby mogło utrzymać znaczną liczbę zakonników pracujących około utrzymania prawdziwej wiary katolickiej. Między nimi najgorliwszy był ksiądz Jędrzej Bobola, na którego ta gorliwość całą nienawiść i zemstę schizmatyków ściągnęła. Nienawidzili oni kolegium wystawionego na obronę wiary katolickiej, nienawidzili Jezuitów, ale nienawiść ku Boboli dochodziła do wściekłości. A jako ludzie występni i upornie w złem trwający czynią z siebie wszelkie ofiary, aby się wiecznie potępić, nawet takie, którychby nigdy nie uczynili dla odzyskania łaski Boskiej i zbawienia duszy swojej, tak też i mieszkańcy schizmatyccy tych okolic chętnie poddawali kraj swój i majątki wszystkim klęskom i spustoszeniom, by za pomocą barbarzyńskich kozaków, do których ciągle skargi i zażalenia na ks. Jędrzeja Bobolę przesyłali, zburzyć kolegium pińskie, Jezuitów w pień wyciąć, a szczególnie zemścić się nad ks. Jędrzejem. Nie odważyli się bowiem sami zabić ks. Jędrzeja, pamiętając o strasznej karze, którą miasto Witebsk z przyczyny zamordowania bł. Jozafata, arcybiskupa połockiego, musiało ponieść. Lecz nie mogąc Jedrzeja zabić, nie przestawali prześladować go rozmaitymi wymysłami, których myśl im piekło poddawało. Małe chłopaki schizmatyckie, gdy tylko gdzie zobaczyli idącego ks. Jędrzeja Bobolę, krzyczeli za nim: “Lach, Lach” przez co rozumieli księdza katolickiego, rzucali na niego błotem, śmieciami i kamykami, uciekali zaś aby słów jego nie posłyszeli, gdyż uważali go za czarownika i zwodziciela, który mową swoją lud na duszy i ciele zabijał. W prześladowaniach swoich schizmatycy dopóty nie poprzestali, dopóki pragnienia zemsty nie ugasili krwią świętego męczennika. Upatrzywszy do tego stosowną sposobność, a śledząc wszystkie kroki i czynności jego, wydali. nieszczęśliwą ofiarę piekielnej złości swojej w ręce okrutnych kozaków pod dowództwem Zieleneskiego i Pepenki, będących we wiosce Peredylnie. Szukali go kozacy w miasteczku Janowie, gdzie ich upewniono że się znajdował a nie znalazłszy go, rozjuszeni próżną pracą i utratą czasu, dostawszy drugie oznajmienie, wybiegli z miasta i dopadli naszego męczennika na drodze z Janowa do Peredylna wiodącej. Ks. Jędrzej właśnie po ukończonej Mszy świętej dziękczynnej odprawiał modlitwy w kościele janowskim, gdy mu dano znać, że kozacy, aby go pojmać, do miasta się zbliżają. Katolicy podali mu powóz, aby śpieszną ucieczką uszedł zagrażającej mu śmierci, lecz opatrzność Boska inaczej zarządziła; ta sama opatrzność, która dozwoliła katolikom gorliwym przy zbliżaniu się hetmana Lichona na czele licznych rot kozackich wywieść z kolegium pińskiego wszystkich zakonników tak szczęśliwie, że gdy Lichon w nocy napadł na kolegium, próżne tylko zastał mury, ta sama opatrzność zniweczyła , względem ks. Jędrzeja Boboli plan ucieczki, którą go katolicy wybawić chcieli, a dla wiernego sługi swego zgotowała świetną koronę męczeńską. Jechał więc śpiesznie drogą do Peredylna ks. Jędrzej Bobola z towarzyszem swoim, Janem Domanowskim, gdy woźnica, który wiózł ks. Bobolę, ujrzawszy z daleka kozaków schizmatyków, nie czekając, aby się zbliżyli, uciekł, zostawiwszy powóz, konie i ks. Bobolę na pośrodku gościńca. Dostrzegłszy tego kozacy, zwrócili się w pogoń w tę stronę. Ks. Jędrzej Bobola widząc, że był poznany, wysiadł z powozu i padł na kolana, prosząc na wzór Zbawiciela za swoim towarzyszem i uprosił, iż tenże cudownym sposobem ucieczką ocalał. Widząc zbliżających się kozaków, Jędrzej Bobola oddał się Bogu, powtarzając nieustannie. “Niech się stanie wola Boża!” Rozjuszeni wściekłą radością, dopadli i otoczyli go dokoła kozacy, a jeden z nich na pierwsze powitanie ciął go dwa razy szablą . w rękę. Porywając go z ziemi, a zdzierając z niego szaty, na pół nagiego zawlekli do pobliskiego płotu, gdzie dokoła go przywiązawszy, okładli go niezliczonemi i okrutnemi chłostami. Sługa Boży wytrzymał cierpliwie to bolesne biczowanie, miły z siebie przedstawiając widok niebu całemu, podczas gdy kaci nie przestawali krwawo ranić ciała jego, aby się przypodobać i podchlebić atamanowi swemu, w Janowie na nich czekającemu. Zmęczeni tem biczowaniem, na szyję zarzucili mu powróz, a. dwóch kozaków wsiadłszy na, koń, wzięli go między siebie, wlokąc i szarpiąc nieszczęśliwą ofiarę, aby równo z końmi postępowała. Gdy jednak ks. Bobola, tylu ranami osłabiony, nie mógł kroku dotrzymać, jeden z kozaków, jadąc tuż za nim, toporkiem siec począł plecy jego, zmuszając go do biegu prędszego. Odbywszy pół mili tak krwawej drogi, kozacy, dumni z takiej zdobyczy, w tryumfie wjechali do Janowa i przywiedli męczennika przed atamana swego. Wściekła radość zabłysła na twarzy tego barbarzyńca, gdy ujrzał przed sobą krwią zbroczonego bł. Jędrzeja, który wyznawszy stan swój kapłański i wiarę katolicką, dodał, iż gotów jest za nią krew swoją wylać do ostatniej kropelki, a gdy ataman groził mu najstraszniejszemi katuszami, jeżeli od wiary swojej nie odstąpi, on naniego nalegał i napominał go, aby ze swoimi zwolennikami nawrócił się do Kościoła rzymskiego. Na te słowa rozgniewany ataman ciął szablą w głowę ks. Bobolę, który, chcąc się zasłonić, podniósł, rękę do góry, przez co ręka jakoby całkiem odcięta została, a męczennik nasz z gwałtowności bólu padł na ziemię. Ataman ciął po raz drugi leżącego w nogę i głęboką zadał mu ranę, a jeden z kozaków widząc, iż męczennik leżący na ziemi, oczy ciągle trzymał w jedną stronę wytężone, myślał, że pomocy jakiej wygląda i ostrem puginału wyłupił mu jedno oko. To okrutne obejście się było tylko początkiem męczeństwa. Niedaleko drogi była rzezalnia; tu go przywlókłszy i z szat do reszty obnażywszy, zaczęli pochodniami palić piersi i boki jego. Lecz nie poprzestając na tem, wzięli się do nowego rodzaju męczarni, przez kozaków wynalezionego i im tylko właściwego. Nacięli więc świeżych gałązek z dębowego lub innego drzewa, i niemi wokoło głowę męczennika gęsto owinęli, trzymając końce tych gałązek w ręku i skręcając je coraz bardziej, dokąd się , aż do kości nie przerznęły, strzegąc się tylko, aby czaszki nie rozsadzić, coby ich pozbawiło dzikiej rozkoszy pastwienia się dłużej nad tą nieszczęśliwą ofiarą. Ale ks ]ędrzej zwyciężył cierpliwością swoją, te okropne męki i nie przestawał nauczać i napominać ich, aby się. z Kościołem prawym pojednali, wyrzekając się błędów schizmy. Mowa taka pobudziła ich złość do najwyższego stopnia wściekłości. Kozacy z szyderstwem i pogardą patrzeli i mówili o tonzurze kapłanów katolickich. Lecz teraz, mając w rękach swoich kapłana katolickiego, a do tego Jezuitę, nie poprzestali na słowach, ale porwali się do noźów i skórę z głowy aż do , szyi mu zerżnęli, nie dosyć i na tem, także z rąk mu skórę zdarli, na pośmiewisko świętego pomazańca szydząc i wołając: “Niechaj się teraz własną krwią pomaże” Drudzy, aby podczas tego okropnego katowania nie próżnowali, tak silne dawali mu policzki, ze dwa zęby mu wybili, chwaląc i zachęcając się wzajemnie, jakby na wyścigi, kto z nich się okaże najokrutniejszym i najdowcipniejszym w wynajdowaniu męczarń nowych. Ale jako najcierpliwszy baranek w tak okropnych męczarniach, błogosławiony ten męczennik otwierał usta swoje tylko na wymówienie słów imienia Jezus i Marya i na proszenie Boga, aby oprawcom tego za grzech nie poczytał. Przemawiał też do nich chcąc w sercach ich żal jakiś obudzić, ale na próżno; sami zamknęli drogę miłosierdziu Boskiemu, które by ich do opamiętania przywieść mogło a postępując dalej w złości i bezbożności wołali “W piękny przebierzmy go ornat, a rzuciwszy go na ławę i ściągnąwszy z pleców skórę, zasypali całą tę ranę jedną wielką, drobno posiekaną sieczką, a uczyniwszy to obrócili go i sznurami ciało skrępowawszy, ostre ciernie u wszystkich palców między ciało i paznokcie mu powbijali. A gdy Święty nasz, czując się jakoby bliskim zgonu i polecając duszę swoją Bogu, nie przestawał wzywać najsłodszych imion Jezusa i Maryi, kozacy, nie mogąc znieść takiej cierpliwości, poderżnęli mu wargi i nos, naradzając się, jakby wydrzeć mu język, co w najokrutniejszy sposób uskutecznili , zrobiwszy bowiem w karku wielki otwór, wraz z korzeniem język mu wyrwali. Całego krwią zbroczonego, ranami okrytego i już jakoby konającego, porzucili na środek drogi na śmiecia, aby tam życia dokonał. Tu ujrzawszy go po kilku godzinach w kurczach śmiertelnych jeszcze żyjącego, ataman pałaszem ostatni cios mu zadał. Zakończył życie swoje tą śmiercią okropną męczennik Jędrzej Bobola dnia 16 maja r. 1647. wśród oktawy Wniebowstąpienia, w środę. Męczeństwo Boboli co do okrutności mąk przechodzi wszelkie męczeństwa, poniesione w tymże wieku; stanął do walki chrześcijańskiej Jędrzej Bobola, wyznając otwarcie i nieustraszenie wiarę swoją, do której katów swoich chciał nawrócić, namawiając ich do pokuty i wyrzeczenia się błędu, a jako w czasie tej strasznej walki wzywał nieustannie najsłodszych imion Jezusa i Maryi, tak dokonał zwycięstwa temi słowy Chrystusa Pana: “W ręce Twoje oddaję ducha mego” i poszedł do Zbawiciela swego po koronę męczeńską. Skoro ksiądz Bobola ducha Bogu oddał, jakiś nadzwyczajny blask poraził oczy morderców jego, tak, iż przerażeni i strwożeni, wraz z innemi rotami kozackiemi z Janowa i całej okolicy pouciekali. Pobożny zaś lud z miejsc okolicznych zbiegł się do ciała, które tak srodze pokaleczone, zdawało się być jedną raną, a wszyscy wołali jednogłośnie z żałosnemi łzami: “Zamordowali nam świętego kapłana” I wszyscy ludzie różnego stanu i wieku, z bliskich i z dalekich okolic nie nazywali go inaczej, niż świętym męczennikiem. Po czterech dniach ciało jego, które przez cały ten czas na słońca promienie wystawione, nic nie cuchnęło, bylo wywiezione do Pińska i pomiędzy innymi ciałami zmarłych Jezuitów pogrzebane. Bóg atoli, który tak hojnie kapłana wsławił, nie dozwolił, aby ciało sługi swego zakopane i zapomniane zostało, chcąc je uczynić źródłem wielu łask, których ludzie za wstwieniem się bł. męczennika mieli doznać. Przez 60 lat ciało męczennika pozostało w zapomnieniu, gdyż nikt właściwie nie wiedział, na którem miejscu było pogrzebane. Ale sam nasz męczennik w nocy z dnia 13. kwietnia 1702 r. ukazał się ks. Marcinowi Godebskiemu, rektorowi kolegium pińskiego, gdy tenże właśnie nad tem rozmyślał, któremu świętemu oddaćby w opiekę dom swój, i rzekł do niego “Jam jest Jędrzej Bobola, którego dla wiary zabili kozacy, na cóż szukasz innego? Ja będę opiekunem kolegium tego. Szukaj mnie między braćmi”. Rektor poznawszy, iż to widzenie nie było utworem wyobraźni, kazał natychmiast szukać ciała Boboli w trupiarni, ale na próżno; nie można go było odnaleźć. Trzeciej nocy po tem zdarzeniu męczennik nasz ukazał się Prokopowi Łukaszewiczowi, kościelnemu, i rzekł mu: “Ciało moje spoczywa po lewej stronie, w rogu pod ziemią, tam go szukajcie, i tam je znajdziecie”. Dostawszy rozkaz, kościelny szukał z dwoma sługami i dwoma zakonnikami, a odrzuciwszy ziemię koło drzwi, znaleźli ciało w trumnie z następującym napisem: ›P. Andreas Bobola So. Je. a Cosacis Janowiae occisus, co znaczy po polsku: 0. Jędrzej Bobola, Towarzystwa Jezusowego, przez kozaków w Janowie zamordowany”. Pan Bóg wsławił ciało męczennika swego wielu cudami, tak, że mieszkańcy Pińska., Janowa I pobliskich okolic, jako świadczą poprzysięgłe świadectwa, nie udawali się więcej do lekarzy i aptekarzy o pomoc, ale za przyczyną bł. Boboli z chorób swoich powstawali. Dziwne jest między innemi świadectwo protonotaryusza apostolskiego, Wincentego Suchodzkiego, sędziego wysłanego, który powiada, że aptekarze podali skargę na Bobolę o utratę wszelkiego zysku, ponieważ on chorych bez żadnych leków uzdrawia. Gdy Bóg coraz to liczniejsze cuda działał za przyczyną męczennika naszego, wówczas poczęto się starać o jego kanonizację i w tym celu August II., król polski, Stanisław Szembek, prymas, Jan Skarbek, arcybiskup lwowski i Stanisław Szaniawski, biskup krakowski, w r. 1720. upraszali o to Stolicę Apostolską. Lecz dopiero w w lat dziewięćdziesiąt osiem po jego śmierci męczeńskiej Benedykt XIV, papież, r. 1745. uznał Bobolę prawdziwym męczennikiem za wiarę. Po rozbiorze Polski kolegium pińskie zajęli nieunici, u których ciało Jędrzeja Boboli zostawało aż do r. 1808. W tymże roku car ALeksander pozwolił Jezuitom, aby je przewieźli do Połocka. Kiedy znowu kolegium połockie przeszło w „ręce mnichów nieunickich, naonczas zwłoki męczennika przeniesione zostały do kościoła parafialnego księży Dominikanów. Papież Pius IX mimo przeszkód stawianych ogłosił świętym tego męczennika , a uroczystość ta odbyła się w kościele św. Piotra w Rzymie dnia 3o października 1853 roku. Nauka moralna. Jak mocna, jak żywa musiała być wiara bł. Jędrzeja Boboli, kiedy ją śmiercią, a to śmiercią męczeńską przypieczętował!. Ale też wiara, jeśli nie jest żywa, nie jest wiarą. Wiara martwa, to jakby dzwon, który nie dzwoni, to zegar, który nie bije.Wiara zaś wtenczas tylko jest żywa, kiedy ją odważnie słowem i uczynkiem wyznajemy. Trzeba ją wyznawać słowem, to znaczy jasno i pewno, a wyznawać wobec każdego, nawet innowiercy, jakiej się jest wiary. Dalej wyznawać ją należy znakiem jakim, n. p. nosząc szkaplerz św. , żegnając się wodą święconą, znakiem krzyża św., nosząc koronkę, różaniec i t. d. Wreszcie trzeba wyznawać wiarę swą uczynkiem, słuchając n. p. Mszy św., kazania., przystępując do sakramentów św., zachowując posty i t. d. Wiara bowiem staje się żywą wtenczas tylko, kiedy podług tej wiary żyjemy. Drzewo, które nie rodzi owocu, jest martwe i trzeba je wyciąć. “Także i wiara, jeśliby nie miała uczynków, martwa jest sama w Sobie.” (Sw. Jakób, 2, 17) Wiara bez uczynków jest trupem. Żyć zaś wedle wiary znaczy stronić od tego, co wiara potępia, a czynić to, co wiara nakazuje. Wiara zaś nasza potępia złe: grzech, gniew, łakomstwo, pijaństwo, nieczystość, niesprawiedliwość i zawziętość; nakazuje zaś dobre: pokorę, łagodność, czystość, pokój, sprawiedliwość i miłość. A jakżeż dziś wygląda na świecie w sprawach wiary? Jestli żywa? Jestli żywa wśród nas? Ach, jakże często wstydzą się ludzie wyznawać Chrystusa, jakże często żyją ludzie gorzej, niż poganie! Wierzą niby po chrześcijańsku, lecz żyją po pogańsku. Ile to niesprawiedliwości i nieczystości między ludźmi!!! Jak deptane swawolnie są przykazania Boskie i kościelne! Pan Jezus zaś powiedział: ›Nie każdy, który mówi: Panie, Panie, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, który czyni wolę Ojca mego w niebie" (Św. Mateusz, 7, 21.) A przetoż żyjmy podług wiary i wyznawajmy ją wszędzie i zawsze Modlitwa Boże, któryś prawdziwej wiary Twej wyznawcę, bł. Jędrzeja, za różnorodne męczarnie dla tej wiary św. przepiękną męczeństwa koroną ozdobił, daj i nam tę łaskę, byśmy wierni stali w tej samej wierze, a jak on gotowi byli raczej wszystkie znosić przeciwieństwa aniżeli"na duszy ponieść uszczerbek. Przez , Chrystusa, Pana naszego. Amen.
PIUS XII
INVICTI ATHLETAE CHRISTI
ENCYKLIKA O św. ANDRZEJU BOBOLINiezwyciężony bohater Chrystusowy Pius XII nazwał św. Andrzeja Bobolę W swej ostatniej encyklice (1957 rok). Z fascynacją wobec tego polskiego świętego mówił o jego życiu i męczeństwie w czasach, kiedy w niejednym kraju wiara katolicka zupełnie wygasa. W obudzeniu odpowiedzialności kapłanów oraz ludzi świeckich widzi nadzieję na jej ożywienie, bo przecież o wielką sprawę tu chodzi Szczególne słowa zachęty kieruje świątobliwy Papież do rodaków św. Andrzeja Boboli: niech nadal broniąojczystejwiary przeciw wszystkim niebezpieczeństwom! A sposobem tej obrony jest życie według ewangelii, bo rozkład obyczajów zawsze prowadzi do osłabienia wiary. Obudzenie sumienia i trud nawrócenia jest nieomylnym znakiem, że w człowieku zapalił się płomyk wiary, który doprowadzi go do Pana Boga, bo tylko On odpuszcza grzechy, oczyszcza i odradza człowieka. Ponad tysiącletnia historia Kościoła Katolickiego w Polsce uczy nas mądrości wiary zakorzenionej w dziejach i wydarzeniach, które szczególnie przeżywali i ukierunkowywali święci. Ich miłość do Chrystusa i Kościoła, do ludzi i do ojczystej ziemi często była nierozłączna. To było bogactwo ich życia, którym ubogacają wszystkich. Zło i nienawiść szokuje skandalem, ale dobro i miłość trwa dłużej i trwalsze przynosi owoce. Zwłaszcza dobro i miłość zrodzona z wiary trwa wiecznie. Święci są tu wymownym przykładem.
Strachocina koło Sanoka jest starą parafią diecezji przemyskiej i przez wieki różne przeżywała dzieje. Wiele zabytków zniszczono, ale zachowała się pamięć o wzgórzu przykościelnym, które ludzie nazywają do dziś „Bobolówką”. Prawdopodobnie to właśnie tu urodził się święty Andrzej Bobola. Nazwisko to do dzisiaj powtarza się w tych stronach, a przecież stryj naszego świętego był historycznym starostą w Przemyślu i właścicielem licznych dóbr. Dziś Strachocina to sanktuarium św. Andrzeja Boboli, który swoim wstawiennictwem szczodrze wspiera pielgrzymów. Święty Andrzej jest rzadkim przykładem świętego, którego zapomniany kult Opatrzność Boża po latach od jego śmierci ożywiała wielokrotnie i w różnych miejscach. Najczęściej wiązało się .to z pomocą w czasach ojczystych zagrożeń. Współczesne trendy społeczne skutecznie eliminują myśl o zagrożeniach zewnętrznych, ale czy nie jesteśmy świadkami wojen i agresji w najmniej oczekiwanych miejscach? A czy realnym zagrożeniem nie jest deprawacja obyczajów i odejście od praw natury i Bożych przykazań, powszechnie praktykowane w prawodawstwach państwowych na całym świecie? Święty Andrzej Bobola jest patronem Polski. Tu obok Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski, obok świętych biskupów Wojciecha i Stanisława ma do spełnienia swoją rolę. Spełni ją, bo moc Bożej Opatrzności jest niezwyciężona, ale zwycięstwo w ludzkich sprawach uwarunkowane bywa współpracą ludzi. Czy nasze pokolenie zdoła wypełnić ten warunek?
WSTĘP
Czcigodnych Braci Patriarchów, Prymasów, Arcybiskupów, Biskupów i innych Ordynariuszy Miejsca żyjących w pokoju i jedności ze Stolicą Apostolską chwalebnego męczeństwa św. Andrzeja Boboli. Pius XII Czcigodnym Braciom naszym gorącym pragnieniem, żeby wszyscy po całym świecie uczestnicy chlubnego miana katolików, a zwłaszcza ci synowie ukochanej przez nas polskiej ziemi, dla których niezwyciężony bohater Chrystusowy Andrzej Bobola jest chlubą i wspaniałym wzorem chrześcijańskiego męstwa, w trzechsetną rocznicę jego zgonu pobożnym sercem i umysłem rozważyli jego męczeństwo i jego świętość. Nie chcemy więc pominąć tej pamiętnej chwili, która złotymi zgłoskami zapisana jest w rocznikach Kościoła, żeby nie wspomnieć o jego życiu i cnocie i żeby tak Wam, Czcigodni Bracia, jak wiernym waszej pasterskiej pieczy powierzonym, przez to ogólne pismo nie wskazać w nim przykładu, który by każdy wedle swojego stanu i zawodu mógł obrać za przedmiot naśladowania. Wśród innych chlubnych przymiotów przede wszystkim błyszczy w Andrzeju Boboli cnota wiary, której moc, zasilana łaską Bożą, z biegiem lat tak W jego duszy zakorzeniła się i rozrosła, że nadała życiu jego osobliwą cechę i dodała mu odwagi do mężnego podjęcia męczeństwa. W życiu jego całkiem osobliwie świeci ta prawda, którą Apostoł narodów ujął w słowa: „A mój sprawiedliwy z wiary żyć będzie””. Cokolwiek bowiem czy to do wierzenia, czy do pełnienia uczynkiem podaje katolicki Kościół, on całą siłą brał sobie do serca i jak naj ochotniej starał się wykonać. Dlatego od samego początku usiłował poskromić i do ładu doprowadzić te niepożądane skłonności, które po smutnym upadku pierwszego rodzica zwykły mącić naszą naturę i do złego ją pociągać, a obok tego pracował z niesłabnącym nigdy zapałem nad tym, żeby duszę swoją przyozdobić we wszystkie chrześcijańskie cnoty.
ŻYCIE św. ANDRZEJA
ziemi z rodziców wybitnych szlachetnością rodu, ale znamienitszych jeszcze cnotą i stałością katolickiej wiary. Obdarzony bystrym i skłonnym do dobrego umysłem, odebrawszy już W domu od najwcześniejszego dzieciństwa zacne i chrześcijańskie wychowanie, oddany został do szkół Towarzystwa Jezusowego, gdzie wnet zabłysnął niewinnością i serdeczną pobożnością. Mając w sercu dla blasków i próżności światowych tylko pogardę, zapragnął gorąco „lepszych darów” i niezadługo, jako dziewiętnastoletni młodzieniec, wstąpił jak naj ochotniej do nowicjatu Towarzystwa w Wilnie, by móc bezpieczniej postępować drogą doskonałości ewangelicznej. Mając w pamięci to tak ważne upomnienie Chrystusowe: „Jeśli kto chce iść za mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech mnie naśladuje”, zabrał się najgorliwiej, do nabycia chrześcijańskiej pokory przez wzgardę samego siebie. A ponieważ z natury miał i pewną skłonność do wyniosłości i niecierpliwości oraz odrobinę uporu, wydał samemu sobie nieubłaganą walkę. Przez tę walkę wziął niejako krzyż Chrystusowy na ramiona i szedł z nim na Kalwalarię, aby u jej szczytu osiągnąć zarazem przy łasce Bożej tę doskonałość upragnionej i gorącymi › modlitwami wyjednywania pokory, przez którą dochodzi się do wszystkich blasków świątobliwości, chrześcijańskiej. Nosił bowiem w sercu to prze. mądre zdanie św. Bernarda, że „obudowa duchowna nie może dźwigać się inaczej, jak na mocnym fundamencie pokory”. Ponadto płonął najgorętszą miłością Boga i bliźnich, toteż nie było dla niego większej rozkoszy, jak spędzać, o ile tylko mógł, długie godziny przed Najświętszym Sakramentem i wszelkiego rodzaju nieszczęśliwym przychodzić z pomocą. Boga, a nie siebie, miłował nade wszystko i w myśl ustaw Założyciela swego zakonu, starał się wszystko wyłącznie kierować do Jego chwały. Pojął on więc głęboko i w życie wprowadził za› lecenie wspomnianego wyżej świętego Doktora: „Tego tylko pragniemy, który sam jeden pragnienie zaspokaja”. Nic więc dziwnego, że ten szermierz Chrystusowy, tylu darami niebieskimi ubogacony, tak wielkie położył zasługi na polu apostolskiej pracy i tak obfite a zbawienne zbierał z niej owoce. A ponieważ wysiłki jego zmierzały przede wszystkim do utrzymania, wzmocnienia i zabezpieczenia katolickiej wiary, już jako wychowawca młodzieży w Wilnie i potem w innych miastach oddawał się cały nauczaniu podstaw wiary, przy czym rozbudzał w młodych sercach kult Eucharystii i gorące nabożeństwo do Najświętszej Panny. Kiedy zaś po kilku latach, w dzień uroczystej kanonizacji świętego Ignacego Loyoli i Franciszka Ksawerego, otrzymał godność kapłańską, to sobie przede wszystkim wziął do serca, żeby nie szczędząc żadnych trudów, przez kazania i misyjne wyprawy wszędzie szerzyć katolicką wiarę i to wiarę żywą, w dobre uczynki bogatą. A że we wschodnich zwłaszcza częściach kraju zagrażało wierze Wielkie niebezpieczeństwo od odszczepieńców, którzy usiłowali na wszelki sposób oderwać wiernych od jedności Kościoła i swoimi błędami ich zarazić, na rozkaz swoich przełożonych udał się Andrzej W te właśnie strony i tam po miastach, miasteczkach i wioskach już to przez kazania, już tu przez prywatne rozmowy, a zwłaszcza, przez urok swej świętości i przez płomienny zapał apostolski zachwiana u wielu katolików wiarę od zbędnych naleciałości oczyścił, na mocnych podstawach oparł i na powrót doprowadził do jedynej Chrystusowej owczarni. A nie poprzestając na samym podźwignięciu i umocnieniu słabnącej lub upadłej wiary, wszędzie że miejsca, przez które wzorem Boskiego Mistrza „czyniąc dobrze” przechodził, zaczynały jakby pod tchnieniem wiosny niebiańskiej wydawać śliczne kwiaty i owoce cnoty. Dlatego też, jak to przechowało się w pamięci, zarówno wierni, jaki schizmatycy nadali mu charakterystyczną nazwę, „duszochwata”, czyli łowcy dusz nieśmiertelnych. Jak więc ten niestrudzony apostoł Chrystusowy sam żył wiarą i najgorliwiej szerzeniu wiary się oddawał, tak nie zawahał się dla obrony tej wiary ojczystej życie swoje oddać.
MĘCZEŃSTWO
Andrzej Bobola, który mógł przyznać się śmiało do tego wyznania św. Bernarda: „Nic [. . .] mi nie jest obce z tego, co jest Boże””, nie lękając się ani śmierci, ani katuszy, zapalony miłością Boga i bliźnich wszedł dobrowolnie w te groźne stosunki, aby na wszelki sposób ratować przed wyrzeczeniem się wiary tych, których odszczepieńcy błędami swoimi starali się usidlić, oraz by niezmordowanie umacniać wszystkich w wyznawaniu Chrystusowej prawdy. Stało się jednak, że 16 maja 1657 roku, w samo święto Wniebowstąpienia Pańskiego, został pochwycony w okolicy Janowa przez wrogów katolickiego imienia. Pojmanie to, jak domyślać się można, nie wywoływało w nim trwogi, ale raczej niebiańską radość, wiemy bowiem, Że zawsze męczeństwa pragnął i nigdy nie tracił z pamięci tych słów Boskiego Zbawiciela: „Błogosławieni jesteście, gdy wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was. Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie. Tak bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed wami”. Wzdryga się dusza na wspomnienie wszystkich tych mąk, które bohater Chrystusowy z niezłomnym męstwem i nieugiętą wiarą przecierpiał. „Po obiciu kijami i dotkliwych policzkach, przywiązany sznurkiem do konia, ciągnięty był przez jeźdźca na powrozie męczącą i krwawą drogą aż do Janowa, gdzie czekała go ostatnia katusza. W tej męce dorówna Męczennik' polski najchlubniejszym zwycięzcom, jakich czci katolicki Kościół. Zapytany, czy jest łacińskim księdzem, odparł Andrzej: Jestem katolickim kapłanem. W tej wierze się urodziłem i w niej też chcę umrzeć. Wiara moja jest prawdziwa i do zbawienia prowadzi. Wy powinniście żałować i pokutę czynić, bo bez tego W waszych błędach zbawienia nie dostąpili. Przyjmując moją wiarę, poznacie prawdziwego Boga i wybawić dusze swoje”. Te słowa nie tylko nie pobudziły zbrodniarzy do litości, ale Wprawiły ich w taką wściekłość, że z niesłychanym okrucieństwem zaczęli stosować do żołnierza Chrystusowego najsroższe męki. „Powtórnie obity biczami, na wzór Chrystusa uwieńczony został dotkliwym spowiciem głowy, policzkami straszliwie sponiewierany i zakrzywioną szablą zraniony upadł. Niebawem wyrwano mu prawe oko, w różnych miejscach zdarto mu skórę, okrutnie przypiekając rany ogniem i nacierając je szorstką plecionką. I na tym nie koniec: obcięto mu uszy, nos i wargi, a język wyrwano przez otwór zrobiony w karku, ostrym szydłem ugodzono go w serce. Aż nareszcie niezłomny bohater około godziny trzeciej po południu, dobity cięciem miecza, doszedł do palmy męczeńskiej, pozostawiając wspaniały obraz chrześcijańskiego męstwa”. ]ak niezwyciężony Męczennik W purpurze ,? krwi własnej z wielkim triumfem przyjęty został W niebie, tak i na ziemi podany został przez Kościół do czci i naśladowania wszystkim wiernym, zarówno dla osobliwego blasku jego świętości, jak dla zadziwiających znaków, którymi Bóg I tę świętość zaświadczał i stwierdzał. W roku bowiem 1853 czcigodnej pamięci Poprzednik Nasz Pius IX zaliczył go w poczet Błogosławionych, a w roku 1938 bezpośredni Nasz Poprzednik Pius XI uroczyście pomiędzy Świętych go Wprowadził.
PRZYKŁAD MĘCZENNIKA
uważaliśmy za wskazane krótko i treściwie przedstawić w tej encyklice główne zarysy świętości Andrzeja Boboli, by wszystkie po całym świecie dzieci Kościoła nie, tylko spoglądały na niego z podziwem, ale .z podobną wiernością starały się naśladować czystość jego nauki katolickiej, niezłomną jego wiarę i to męstwo, z jakim aż do męczeńskiego końca walczył o cześć i chwałę Chrystusową. Niech wszyscy wedle waszych, Czcigodni Bracia, poleceń i wskazówek, Wśród tych zwłaszcza obchodów z trój wiekową rocznicą męczeństwa związanych, rozważają głęboko wzniosłe jego cnoty i budzą w sobie poczucie obowiązku wstępowania w jego święte ślady. Dziś, co jest dla Nas powodem wielkiego bólu, , w niejednym kraju wiara katolicka już to omdlewa _ H i podupada, już to prawie zupełnie wygasa. Nauka Ewangelii niemałej liczbie ludzi jest nieznana, u innych zaś, co gorsza, spotyka się z zupełnym .:.. odrzuceniem pod pozorem, że jest całkowicie obca tym, którzy idąc z postępem czasu, urabiają sobie przekonanie, że na ziemi bez Boga, tj. przez własny rozum i przez Własne siły wszystko, czym żyją i przez co działają, posiąść mogą, swoją mocą podbijając pod swoją wolę i władzę, dla pożytku i rozwoju ludzkości, wszystkie pierwiastki i żywioły tej ; ' ziemi. Inni znów do tego dążą, żeby z dusz ludzi prostych i nieuczonych albo też takich, którzy już . „ dotknięci są zarazą błędów, wyrwać do ostatka tę I, ' Wiarę chrześcijańską, która dla rozmaitych biedaków jest w tym śmiertelnym życiu jedyną pociechą i W tym celu zwodzą ich obietnicami jakiegoś nadzwyczajnego szczęścia, które W tym ziemskim wygnaniu jest dla nas zupełnie niedostępne. Dokądkolwiek bowiem oczy obróci i dążyć zaczyna ludzka społeczność, jeżeli od Boga odchodzi, nie tylko nie osiąga upragnionego spokoju i zgody, ale Wpada w taką rozterkę i niepokój, jak człowiek trawiony gorączką, oddając się pogoni za bogactwem, za wygodnym i przyjemnym życiem, które wyłącznie sobie ceni, chce pochwycić coś, co przed nią ciągle ucieka i buduje na tym, co się zapada. Albowiem bez uznania Najwyższego Boga i Jego świętego prawa nie może istnieć Wśród ludzi żaden ład, ani żadne prawdziwe szczęście. Brakuje bowiem podstawy zarówno do prywatnego, jak i do należycie prowadzonego społecznego życia. A ponadto, jak Wam dobrze wiadomo, Czcigodni Bracia, tylko niebieskie wiekuiste, a nie znikome i przemijające dobra tej ziemi, mogą duszy przynieść pełne nasycenie. I dlatego też twierdzić nie można, co wielu zuchwale i lekkomyślnie rozpowiada, że nauka chrześcijańska przygasza światło naturalnego ludzkiego rozumu, kiedy blasku i siły, bo go od pozorów prawdy odwraca a kieruje na pole szerszych i wyższych rozumieć. Nie można więc mieć Boskiej ewangelii, tj. nauki Chrystusowej, którą Kościół katolicki z powołania i obowiązku swego wykłada, za coś wstecznego i pokonanego dzisiejszym postępem, ale za coś żywego i żywotnego, co samo jedno może wskazać ludziom pewną i prosta drogę do sprawiedliwości, do prawdy i do wszelkiej cnoty oraz zabezpieczyć ich spokój i zgodę wzajemną, dodając ich prawom i instytucjom społecznym silne i nienaruszalne podpory. Kto to wszystko roztropnie rozważy, łatwo zda sobie sprawę, czemu Andrzej Bobola chętnie i mężnie podjął tyle pracy, tyle cierpień, żeby wśród swoich ziomków zachować nienaruszoną wiarę, a obyczaje ich na takie pokusy i niebezpieczeństwa narażone od zgubnych podstępów obronić i niezmordowanie według zasad chrześcijańskiej cnoty urobić.
ZADANIE KAPŁANÓW I ŚWIECKICH
W Słyż Skoro zaś, jak powiedzieliśmy już, Czcigodni 5%. Bracia, wiara katolicka i dzisiaj W wielu stronach wystawiona jest na poważne niebezpieczeństwa, należy ją wszelkimi siłami bronić, wykładać szerzyć. W tej wielkiej i tak doniosłej pracy powinni Wam być pomocą nie tylko słudzy ołtarza, którzy to z obowiązku usilnie czynić mają, ale świeccy katolicy, na tyle szlachetni i ofiarni, żeby nie lękali się stanąć do pokojowej walki o Bożą chwałę. Im zuchwałej ludzie nienawidzący Boga nauki chrześcijańskiej występują przeciw Chrystusowi i założonemu przezeń Kościołowi, tym gorliwiej powinni nie tylko kapłani, ale wszyscy katolicy i żywym słowem i przez pisma rozpowszechnić wśród ludu, a najbardziej przez świetlany przykład życia swego im się przeciwstawiać, zachowując zawsze poszanowanie dla osób, ale stając mężnie w obronie prawdy. A choćby w tej pracy spotkać ich miały różne przeciwności, oraz utrata czasu i mienia, niech nigdy nie cofają się wstecz,chowając zawsze w pamięci to słowo: mężne działanie i znoszenie cierpienia jest dziełem tej cnoty chrześcijańskiej, której sam Bóg najwyższą zapłatę, tj. Wiekuiste szczęście obiecuje. A pamiętać trzeba, że w tej cnocie, jeśli rzeczywiście chcemy ją coraz bardziej ku doskonałości kierować, zawsze znajdzie się odrobina męczeństwa. Nie tylko, bowiem krwi rozlewem wydajemy Bogu świadectwo naszej wiary, ale i mężnym a wytrwałym opieraniem się pokusom oraz wielkoduszną ofiarą z siebie i ze wszystkiego, co mamy, złożoną Temu, który tu jest naszym Stwórcą i Odkupicielem, a w niebie będzie kiedyś nie kończącą się radością. Niechże, więc, wszyscy jako we wzór wpatrują się w męstwo Świętego Męczennika Andrzeja Boboli. Niech nieugiętą jego wiarę i sami zachowują i na wszelki sposób bronią. Niech tak naśladują jego apostolską gorliwość, żeby starali się najsilniej, stosownie do swego stanu, Królestwo Chrystusowe na ziemi umacniać i we wszystkichkierunkach rozszerzać.
ODEZWA DO NARODU POLSKIEGO
Jeżeli zaś te ojcowskie Nasze zlecenia i pragnienia kierujemy do wszystkich Pasterzy świętego Kościoła i do ich owczarni, najbardziej zwraca się myśl nasza do tych, co w polskich stronach życie pędzą. Skoro bowiem Andrzej Bobola z ich narodu wyszedł i ich ziemie nie tylko blaskiem rozlicznych cnót, ale i krwią męczeńską uświetnił, jest on dla nich wspaniałą ozdobą i chlubą. Niechże więc idąc za jego świetlanym przykładem nadal bronią ojczystej wiary przeciw wszystkim niebezpieczeństwom, niechusiłują obyczaje do norm chrześcijańskich dostosować, niech to sobie mają mocnym przekonaniem za największą chwałę swojej Ojczyzny, jeżeli przez nieugięte naśladowanie niezachwianej cnoty przodków to osiągnąć, żeby Polska zawsze wierna była dalej przedmurzem chrześcijaństwa”. Zdaje się bowiem wskazywać „historia, [ . ] jako świadek czasów, światło prawdy [. .] i nauczycielka życia””), że Bóg tę właśnie rolę narodowi polskiemu przeznaczył. Niechże więc mężnym i stałym sercem usiłują tę rolę wypełnić, unikając wrogich podstępów i zwalczając przy pomocy łaski Bożej wszystkie przeciwności i próby. Niech spoglądają na nagrodę, jaką Bóg obiecuje tym wszystkim, co nie szczędząc wysiłków z najwyższą wiernością i gorącą miłością żyją, działają i walczą dla zachowania i rozszerzenia na ziemi Bożego Królestwa pokoju. Przy tej sposobności, przez słowa tej encykliki nie możemy nie zwrócić się Wprost do wszystkich bardzo nam drogich synów Polski, zwłaszcza do tych świętych kapłanów, którzy dla imienia Jezusa mądrością, która umie bystro patrzeć i przewidywać. Wiarę katolicką i jedność zachowuj cie. Wiara niech będzie przepasaniem bioder waszych”; niech ona głoszona będzie po całym świecie”, niech dla was i dla wszystkich będzie tym „zwycięstwem, które zwycięża świat””. A czyńcie to wszystko „patrząc na Jezusa, który nam W wierze przewodzi i ją wydoskonala. On to zamiast radości, którą mu obiecywano, przecierpiał krzyż, nie bacząc na jego hańbę, i zasiadł po prawicy tronu Boga””. 4Tak postępując i to osiągnięcie, żeby wszyscy Święci, osobliwie ci, co z waszego rodu wyszli, *. z tego wiekuistego szczęścia jakim się obecnie cieszą, wraz z Królową Polski, Bożą Rodzicielką Maryją, na was i na ukochaną Ojczyznę waszą łaskawie spoglądali, by opiekować się nią i jej bronić. Żeby się to szczęście ziściło, pragniemy gorąco, Czcigodni Bracia, byście wszyscy ze wszystkimi wiernymi całego świata, zwłaszcza w czasie 1 obchodu tej wiekowej rocznicy, gorące do Boga zanosili prośby, by raczył łaskawie obfitsze dary i pociechy osobliwie tym zsyłać, którzy w większych niebezpieczeństwach żyć muszą i cięższych na drodze Bożej doznają trudności. Przez te same jednomyślne prośby starajmy się i to u miłosierdzia Bożego wybłagać, żeby wreszcie zapanował wśród wszystkich narodów upragniony pokój i żeby święte prawa oraz zadania Kościoła, które też prawdziwemu dobru ludzkiego społeczeństwa jak najbardziej służą, znalazły u wszystkich należne uznanie i na prawnej drodze wszędzie a szczęśliwie weszły w życie. By do tego wszystkiego jak najrychlej doszło, z waszymi modłami łączymy nasze najgorętsze prośby i udzielamy Wam, Czcigodni Bracia, oraz całemu chrześcijańskiemu ludowi na zadatek łask Bożych i na znak życzliwości ojcowskiej, płynącego z głębi serca Apostolskiego błogosławieństwa.
Rzym, Bazylika św. Piotra,
dnia szesnastego miesiąca maja
kiedy to św. Andrzej Bobola
otrzymał palmę męczeństwa
a dziewiętnastym Naszego Pontyfikatu.